Stało się tak za sprawą tego, że nasz debiut na szutrach okazał się udany, a moje tempo na asfalcie, pomimo kartingowej przeszłości i asfaltowego doświadczenia miało pole do optymalizacji. Zawsze stawiam sobie ambitne cele, tym samym cieszyłem, że to właśnie w Rajdzie Barum zadebiutujemy w zagranicznych rundach Mistrzostw Europy.
Jako nie tylko kierowca, ale również kibic rajdowy, miałem pełną świadomość z czym wiąże się start w takiej imprezie. Jest to 220 kilometrowy rajd, który jest prawdopodobnie najbardziej konkurencyjną runda ERC, trasy nie zmieniają się na przestrzeni lat, a ich charakter jest trudny do wyobrażenia sobie, dopóki ich się nie zobaczy. Dodatkowo harmonogram rajdu powoduje, że nie tylko odcinki są wymagające, ale również przez całą długość trwania rajdu załogi są od rana do wieczora w trakcie rywalizacji, co również jest wymagające dla koncentracji i zachowania właściwych sił na całe zawody. Jednak nie pierwszy raz przyjąłem duże wyzwanie i to że stanęliśmy na starcie tego rajdu oceniam jako wielką szansę, którą otrzymałem.
Zazwyczaj do rajdu staram się przygotowywać zdecydowanie wcześniej. W tym wypadku prosto z Rajdu Rzeszowskiego wybraliśmy się do Czech. To również stanowiło dla mnie pewne wyzwanie, ale z wyprzedzeniem miałem świadomość tego jak intensywne będą te 2 tygodnie. Zapoznanie z trasami poszło nam dobrze, natomiast część z odcinków widziałem po raz pierwszy podczas zapoznania i w dwóch przejazdach zapoznawczych starałem się przygotować jak najlepszy opis trasy. 2 odcinki rajdu- Halenkovice i Kostelany były pokonywane w nocy, co również zwiększyło wyzwanie, ponieważ część rzeczy oczywistych w dzień, nie jest widoczna w nocy, więc trzeba je wziąć pod uwagę w opisie.
Rajd rozpoczęliśmy od dwóch przejazdów treningowych, które zakończyliśmy na 3 miejscu w klasyfikacji generalnej i przejazdu kwalifikacyjnego zakończonego na 7 miejscu. Było to dla nas niesamowite zaskoczenie, ponieważ notowaliśmy czasy podobne do czołowych Czeskich kierowców, jednakże trzeba przyznać, że charakter mierzącego 4,4 km odcinka testowego był dość przewidywalny i przystępny do znalezienia na nim prędkości, bez ponoszenia dużego ryzyka.
Następnie przystąpiliśmy do miejskiego, niespełna 10 kilometrowego odcinka w Zlinie. Odcinek nietypowy, ponieważ bardzo szybki. Nie tyle techniczny, co dynamiczny. Duże hamowania, szybko przejeżdżane szykany, przyczepny asfalt i wiele pułek takich jak wysokie krawężniki, czy elementy mogące uszkodzić naszą rajdówkę nawet po minimalnym błędzie. Bardzo lubię takie odcinki i również do tego chciałem się przygotować najlepiej jak potrafię. Ostatecznie zajęliśmy na nim 11 miejsce w klasyfikacji generalnej, a tylko 3,4 sekundy dzieliło nas od 4 miejsca- to również pokazuje jak wyrównany poziom jest na tym rajdzie. Najszybszy, Jan Kopecky pojechał jednak ponad 10 sekund szybciej od nas, co pokazuje jak dużo pracy jeszcze przede mną nawet na odcinkach na których czuję się dobrze. Oczywiście ten odcinek, podobnie jak wiele nie zmienia się na przestrzeni lat, natomiast chciałem na nim pokazać się z dobrej strony. Po przejeździe byłem średnio zadowolony, ale z drugiej strony zrealizowałem ważną strategię i nie popełniłem błędu przed prawdziwym dniem rywalizacji.
Pierwszy prawdziwy odcinek to OS2 Brezova. Przejechałem go w podobnym trybie do tego w jakim jeździmy w Mistrzostwach Polski. Nie wypadliśmy z rytmu, jechaliśmy bezpiecznie, miejscami uważam, że dobrze. Dość szybko widzimy efekt na mecie- 19 miejsce w klasyfikacji generalnej. Można powiedzieć- witamy na Rajdzie Barum 😊 To właśnie niesamowite i wyjątkowe w tym rajdzie, że gdy wydaje Ci się, że potrafisz pojechać przyzwoicie to tutaj jest tak dużo zawodników, którzy zweryfikują Twoje pojęcia na temat szybkiej jazdy. Nie zmartwiłem się jednak. Wiedziałem, że debiutując w tym rajdzie, na wynik trzeba patrzeć szerzej, z rozsądkiem i świadomością tego, że czas w debiucie na rajdzie barum liczy się trochę inaczej, co pokazują wyniki nawet kierowców WRC. Ważniejsze od pozycji była dla mnie strata na kilometrze do Jana Kopeckiego, którego uważam za wzór topowej prędkości na tym rajdzie, która jest realizowana w racjonalny sposób. Strata na tym odcinku wyniosła ok. 1 s./km, co oceniłem za jak najbardziej poprawną i taką której bym się spodziewał w pierwszym przejeździe.
Wiedziałem jednak, że OS2 Brezova to była prosta sprawa w skali tego co nas czekało. Pojechaliśmy na OS3 Semetin, czyli legendarny odcinek rajdu, znany m.in. z gry Richard Burns Rally. W przeszłości trenowałem na nim opis rajdowy i przejechałem go kilka razy cywilnym samochodem. Nie miało to większego znaczenia, ponieważ ten odcinek zza kierownicy Skody Fabia R5 to prawdziwy czort. Ilość krzywych skoków, przejść na centymetry między drzewami i podbić na asfalcie (miejscami przypominającym szuter) jest ogromna. Miałem świadomość, że stracimy tu dużo czasu i taki był plan na pierwszą pętle. Odcinek przegraliśmy z Janem Kopeckim o 1,9 s./km co było już bardzo dużą stratą, ale tak musiało być.
Kolejne dwa odcinki zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu po zapoznaniu i chciałem na nich jechać normalnym, swoim tempem. NA OS4 Halenkovice straciliśmy około 1,2 s./km do Jana Kopeckiego, a w trakcie odcinka mieliśmy małą przygodę na szutrowej partii. Mylnie myślałem, że mamy kapcia i zwolniłem trochę przez około kilometr szutrowej partii odcinka aż do części asfaltowej, żeby mieć pewność, że nie wysuniemy się gdzieś z drogi przez niespodziewane zachowanie auta. Nie kosztowało nas to jednak dużo czasu- pewnie z 2-3 sekundy, czyli byliśmy znowu w pewnej normie trochę ponad 1 s./km..
Następnie pojechaliśmy na kończący pętle odcinek Kostelany. Cieszyłem się bardzo, chciałem go przejechać i zebrać pełen pakiet wiedzy na temat pierwszego dnia rajdu, żeby móc przyjąć strategię na drugą pętle. Niestety na mecie tego odcinka już się nie pojawiliśmy. Około 2,5 kilometra po starcie wypadliśmy z Szymonem z drogi i mieliśmy wypadek. Co najważniejsze nic nie stało się Szymonowi, kibicom, ani mnie.
Tworząc opis odcinka Kostelany chciałem być bardzo dokładny, ponieważ nie wiedziałem co zaskoczy mnie w nocnym przejeździe. To była wąska leśna partia, bardzo szybka. Podyktowałem podczas zapoznania Szymonowi zakręt „7 Lewy”, co w mojej skali oznacza, że to najszybszy z możliwych. Normalnie pewnie bym go nie wpisał, ponieważ przełamanie drogi nie było duże- w takich sytuacjach używamy po prostu dystansu do kolejnego zakrętu z komendą „Prostuj”. Jadąc samochodem na zapoznaniu 50 km/h, nie wchodząc w przycięcie zakrętu wcześniej wyglądało jednak na to, że dla poprawności można ująć ten zakręt. Gdy pojawiliśmy się w tym miejscu rajdówką około 150 km/h okazało się, że ten zakręt nie jest dla mnie wyczuwalny tzn. że nie trzeba było praktycznie do niego skręcać. Po tym zakręcie była podyktowana prosta, a następnie zakręt „4 Lewy”- w mojej skali zakręt w który wjeżdżamy około 80 km/h. Jako, że nie odhaczył mi się wspomniany 7 Lewy, a 4 Lewy do którego się zbliżaliśmy był za małym szczytem, więc nie było go widać, wjechałem w ten zakręt z założeniem, że ma to być ten najszybszy z możliwych na który czekałem. W momencie dojazdu do zakrętu mieliśmy około 160 km/h. Nie mieliśmy szans zmieścić się w zakręt i wypadliśmy z drogi. Na nasze wielkie szczęście była tam skarpa z ziemi i dopiero nad nią drzewa w których bezpiecznie stali kibice. Wytraciliśmy prędkość uderzając prawym przodem, a następnie dachując i stając na koła.
To co się wydarzyło jest dla mnie duży wstrząsem. Staram się podchodzić do tego sportu z dużym rozsądkiem i maksymalnie ograniczać ryzyko. W tym jednak przypadku popełniłem duży błąd, który na dodatek nie miał fundamentu w chęci za szybkiej jazdy. Na takie zdarzenia ma wpływ szereg małych czynników. Tutaj głównym z nich była, w mojej opinii, nie do końca trafnie opisana sekcja zakrętów, jak również pewien brak w tej sytuacji dodatkowego zmysłu, który kompletny kierowca musi mieć. Zmysłu, że coś jest nie tak. Musicie jednak wiedzieć, że w rajdówce dzieję się dużo rzeczy, jest wiele trudnych sytuacji i bardzo często popełniając większe błędy zostajemy w drodze i w oczach kibiców nawet nic się nie dzieje. Ten błąd poniósł za sobą jednak konsekwencję wypadku.
Staram się wyciągać wnioski trafnie, szybko i nie pozwalać sobie na za dużo przemyśleń. Jestem sportowcem, kocham to co robię. Wiem również, że mogę być w tym dobry, ale mam świadomość, że o rajdach w dalszym ciągu wiem mało. Zespół niezmiennie otacza mnie wyjątkowym wsparciem i co jest dla mnie niesamowite- mam wrażenie, że wierzą we mnie teraz tym bardziej.
Bardzo żałuję tych kilometrów, których nie przejechaliśmy. To był duży pakiet wiedzy, a przy nieprzewidywalności rajdu Barum nasze tempo wcale nie oznaczało bardzo odległych pozycji na mecie. Natomiast tym razem byliśmy w tej grupie, która tworzy dowód na to jak trudny to jest rajd, żeby go ukończyć.
W tej chwili skupiam się mocno na 2 ostatnich rundach Mistrzostw Polski. To dla mnie ważne starty. Nie wiem co pokaże przyszłość, natomiast wewnątrz czuję, że jeszcze tam wrócę i bardzo chciałbym. Może w kolejnym podejściu nadal nie będzie to topowa prędkość, ale jak mówi Wiślak- nie chochlą, a łyżeczką. I ja w to wierzę, że tą strategią pójdziemy dalej we właściwym kierunku.
Chciałbym bardzo podziękować wszystkim za niezliczone słowa wsparcia. Jesteście wyjątkowi, a ja między innymi dzięki Wam mam siłę, żeby już pracować dalej. Nie robię tego tylko dla siebie 😊!
Pozdrawiam Was serdecznie,
MikoMarczyk